Cracker Lake – turkusowe jezioro w Parku Glacier

Cracker Lake to moim zdaniem najpiękniejsze jezioro w Parku Glacier. Ma ono niesamowity kolor rozbielonego błękitu. A co sprawia, że woda w jeziorze jest tak zjawiskowo błękitna? Taki kolor towarzyszy jeziorom otoczonym przez lodowce. To z nich wraz z deszczem lub w czasie roztopów spływają do wód jeziora minerały i osady, które reflektując w słońcu dają niebiesko szmaragdowy odcień wody. Za kolor wody w Cracker Lake odpowiada pobliski Siyeh Glacier.

Natomiast sam szlak do Cracker Lake robi się ładny dopiero po jakimś czasie, bo pierwszym jego odcinkiem mogą poruszać się konie. A co za tym idzie, trzeba lawirować między wydalonymi efektami pracy układu trawiennego koników. Rozwinięcie tego fascynującego tematu nastąpi w dalszej części wpisu. 😉

 

cracker lake
Na zdjęciach satelitarnych Cracker Lake kolorem wyraźnie odcina się od innych jezior.

 

Podstawowe informacje o szlaku do Cracker Lake

Szlak leży w części parku zwanej Many Glacier położonej na północy Glacier NP. By dotrzeć do Cracker Lake musimy przejść 20 kilometrów przy prawie 500 metrach różnicy wzniesień. Pokonywanie wysokości przebiega jednak dosyć łagodnie, bez odcinków o zabójczym nachyleniu.

Po drodze będziemy musieli przeprawić się przez kilka strumyczków i strumieni. Nie sprawia to problemu, bo albo mamy mostki, albo kłody, albo wystające kamienie. Można spokojnie przejść suchą nogą.

Szlak do Crater Lake należy potraktować jako całodzienna wędrówkę. Na koniec dnia możecie udać się nad pobliskie Swiftcurrent Lake, by podziwiać zachód słońca.

 

swiftcurrent lake
Zachód słońca nad pobliskim Swiftcurrent lake

 

Parking przy szlaku do Cracker Lake

Parking jest ogromny, ale jak to w Glacier i tak będzie trudno na nim zaparkować, ponieważ jest to również parking pobliskiego hotelu Many Glacier. Parkują tu zarówno goście hotelowi, jak i udający się na szlak.

Generalnie o 8 rano można mieć już kłopot ze znalezieniem wolnego miejsca. Dlatego też warto przyjechać tu z samego rana, bo innej opcji do zostawienia samochodu nie ma. Wszędzie wokół hotelu są wąskie uliczki bez pobocza.

Jeśli przyjedziecie odpowiednio wcześnie, możecie mieć wybór miejsc. Wtedy zostawcie samochód przy południowym końcu parkingu, dokładnie tutaj zaczyna się szlak do Cracker Lake.

My przyjechaliśmy na parking o 7 rano. Znaleźliśmy placówkę przy samym początku szlaku, było jeszcze sporo wolnych miejsc. Dobrym rozwiązaniem jest przyjechać tu o 7 rano, zostawić samochód na parkingu i udać się do hotelu Many Glacier na śniadanie. Nie jest tanio, gdyż hotel jest bajecznie położony i do ceny śniadania doliczą nam za ten milion dollar view  może nie milion, ale na pewno trochę. Jest to jednak znakomita opcja na zaklepanie sobie parkingu i jednocześnie zjedzenie śniadania.

 

Uwaga na niedźwiedzie!

Rangerzy ostrzegają, że szlak do Cracker Lake to jedno z ulubionych miejsc żerowania niedźwiedzi. Dlatego też zalecają nosić ze sobą specjalny sprej na niedźwiedzie i zawsze robić trochę hałasu. Oczywiście nie należy się jakoś szczególnie drzeć, zwyczajne rozmowy wystarczą, by misia przepłoszyć. Park Glacier obfituje w niedźwiedzie grizzly, a z tymi, wiadomo, nie ma żartów, to ten gatunek najczęściej atakuje człowieka. A kiedy niedźwiedź atakuje? Wtedy, gdy zostanie przez nas zaskoczony. Jeśli z daleka słyszy naszą obecność po prostu szybko się oddala.

My na szlaku do Cracker Lake spotkaliśmy niedźwiedzicę grizzly z małymi niedźwiadkami, o czym opowiem w dalszej części. Również spotkani przez nas wędrowcy opowiadali o podobnej przygodzie.

Sprej musi być zatem Waszym obowiązkowym wyposażeniem w parku Glacier. My nasz zamówiliśmy przez internet i czekał na nas po przylocie w hotelu. Ale kupicie go również w każdym Visitor Center. W Walmart też bywa, ale my w czasie ostatniej wyprawy po Waszyngtonie nie mogliśmy go nigdzie dostać, wszędzie był wykupiony.

Musicie też wiedzieć, jak tego spreju użyć. Zapoznawanie się z ulotką w momencie ataku niedźwiedzia jest skazane na klęskę. Również nie zalecam intuicyjnego posługiwania się sprejem, jak było w naszym przypadku, o czym za chwilę opowiem.

Bardzo dobry poradnik, jak radzić sobie w sytuacji, gdy na naszej drodze spotkamy niedźwiedzia, znajdziecie pod tym linkiem:

https://www.nps.gov/glac/planyourvisit/bears.htm

 

cracker lake
Misiowe przysmaki na szlaku do Cracker Lake

 

Ruszamy na szlak do Cracker Lake

Po tym, jak szczęśliwie uda się nam zaparkować, w zasadzie mamy najtrudniejsze za sobą. Zaraz za parkingiem mamy rozwidlenie, szlak po prawej stronie to Continental Divide Trail, my zaś skręcamy w lewo do Cracker Lake. Szlak początkowo prowadzi przez las brzegiem jeziora Sherburn. Jezioro i rozlewisko Cracker Flats nieco prześwituje przez drzewa, a w tym miejscu często widywane są niedźwiedzie. My jednak w drodze żadnego misia  nad jeziorem nie widzieliśmy, chociaż bardzo go wypatrywaliśmy. W czasie naszej wizyty w sierpniu jezioro było częściowo wyschnięte.

Ten fragment szlaku jest stosunkowo płaski. Pomimo to nie będzie to specjalnie miła część dla wędrowców, gdyż ten odcinek prowadzi do popularnego Horse Loop Trail, a co za tym idzie, konie są tu często obecne. Przy początku szlaku znajduje się stajnia, gdzie można wykupić przejażdżkę na koniu. I niestety właśnie końskie odchody są mało przyjemnym dodatkiem do szlaku. Miejscami nie można bezpiecznie postawić nogi. No i pachnie tak jakoś niespecjalnie.

Na szczęście to wkrótce się kończy. Po nieco ponad dwóch kilometrach zaczyna się Cracker Flats Loop Trail, koniki idą w lewo, a my trzymamy sie prawej strony. Teraz możemy już nieco odetchnąć. Choć jednak nie na długo. Wkrótce zaczniemy wspinać się w górę.

Po przejściu mosteczka nad Allen Creek zaczyna się podejście do jeziora. Nie jest ono jakoś specjalnie strome, ale daje się we znaki.

 

 allen creek
Mostek na Allen Creek
cracker lake szlak
Zbliżamy się do Cracker Lake

 

Carry bear spray and be sure you know how to use it.

Każdy, kto czytał zalecenia rangerów odnośnie spreju na niedźwiedzie, dobrze zna to zdanie. To proste przesłanie: Noś ze sobą sprej na niedźwiedzie i wiedz, jak go użyć”. No właśnie. Małżonek, by być zwartym i gotowym zamocował sprej na pasku od plecaka, aby być jeszcze bardziej zwartym i gotowym, usunął z niego zabezpieczenie, bo sądził, że to prawidłowe postępowanie.

Tak gdzieś za mostkiem nad Allen Creek postanowiliśmy zrobić dłuższą przerwę. Mąż zdjął plecak i w tym momencie odbezpieczony sprej na niedźwiedzie poleciał sążnistą dawką na mnie i na syna. Myślałam, że to ostatnie chwile mego życia, próbowałam wziąć oddech, ale powietrze więzło mi w gardle i nie dochodziło do płuc. Czułam, że jeszcze chwila bez oddechu, a zaraz się uduszę. Słyszałam, że syn kaszle, pocieszałam się, że przynajmniej wydaje z siebie jakieś dźwięki, czyli żyje. Po kilkudziesięciu sekundach udało mi się złapać oddech, ale dla mnie trwało to wieczność.

Trochę czasu mi zajęło zanim mogłam spokojnie oddychać i spokojnie ochrzanić męża. Nie miałam pojęcia, że sprej był odbezpieczony, dlatego kazałam mu go schować do plecaka, gdyż tak noszony jest dużo niebezpieczniejszy od niedźwiedzia. Małżonek upierał się, że tak ma być i dopiero przy kolejnym przypadkowym posłaniu na nas sporej, na szczęście mniejszej,  dawka specyfiku skonstatował, że chyba coś jest nie tak. A może go trzeba nosić z zamkniętym zabezpieczeniem? Nie „może”, ale konieczne! Nie popełniajcie naszego błędu, przeczytajcie ulotkę, a najlepiej obejrzyjcie instruktażowy filmik. Pod tym linkiem znajdziecie bardzo dobry instruktaż, jak posługiwać się sprejem:

https://www.youtube.com/watch?v=VDgBY2PbnO4

 

Docieramy nad jezioro Cracker Lake

Po przekonaniu się, że sprej na niedźwiedzie jest bardzo skuteczny na ludzi, ledwo łapiąc oddech, poszliśmy dalej. Ja już w zasadzie przestalam bać się niedźwiedzi. Wychodziłam z założenia, że zostaliśmy tak dobrze skropieni sprejem, iż mogliśmy przyjąć, że ciągnąca się za nam woń będzie je skutecznie odstraszać. 😉

Zaraz potem wyszliśmy z głębokiego lasu i ukazała nam się wspaniała panorama okolicznych szczytów. Teraz już tylko w górę. Po pokonaniu każdego wniesienia wydawało się, że to już, że zaraz zobaczymy jezioro. Ale takich momentów będzie co najmniej kilkanaście, po którejś kolejnej górce, za która była następna, zaczęliśmy się już śmiać. Ale dzielnie podążaliśmy w kierunku  Mt. Siyeh i Allen Mountain, u podnóża których kryło się jezioro. Wreszcie moja córka, podążająca pomimo naszych upomnień zawsze przodem, stanęła jak wryta, przestała wyrzucać z siebie potoki słów, po czym zawołała „Chodźcie, chodźcie, prędko, prędko!”. „O rany, niedźwiedź!”, natychmiast przeszło mi przez głowę. Córka szybko nas uspokoiła: „Nie to nie niedźwiedź, zobaczcie jak tu pięknie!”. Była to po prostu reakcja dziecka na wprost obezwładniające piękno, które i nam po kilku krokach dane było zobaczyć.

 

cracker lake
Wreszcie widać jezioro.
cracker lake
Im wyżej, tym kolor bardziej turkusowy.

 

Nad jeziorem Cracker Lake

Jezioro w dole miało niesamowity pastelowo błękitny kolor, nigdy takiego nie widzieliśmy. Do samego jeziora schodzimy z górki. Wraz z obniżaniem wysokości kolor jeziora staje się mniej intensywny, dlatego polecam zrobić mu zdjęcia też z góry.

Nad samym jeziorem, na plaży utworzonej z maleńkich kolorowych kamyczków, obmyliśmy się nieco ze spreju na niedźwiedzie i pomoczyliśmy nogi w lodowatej wodzie. Woda była naprawdę bardzo zimna. Nasza czekolada, roztopiona w czasie wędrówki,  w jeziorze zyskała natychmiast formę stałą.

Po odpoczynku i zjedzeniu lunchu nad Cracker Lake udaliśmy się na eksplorację jego brzegu. Ruszyliśmy w kierunku okalających go szczytów. Po drodze minęliśmy fantastycznie położony kemping. Od razu żałowaliśmy, że zdecydowaliśmy się zanocować w motelu Swiftcurrent Motor Inn, gdzie dostaliśmy pokój wielkości walizki. Tu byłoby o niebo przyjemniej, nie mówiąc już o widokach.

Dalej szlak poprowadzi nas do starej kopalni miedzi. Znajdziemy tu jeszcze resztki kopalnianej maszynerii oraz tunel z ostrzeżeniami „Keep out” i „No trespassing”. Ponoć nazwa jeziora Cracker Lake pochodzi od krakersów jedzonych nad jego brzegiem przez poszukiwaczy cennych kruszców.

 

cracker lake
Lodowata woda i piękna kamienista plaża
cracker lake
Woda w Cracker Lake jest zjawiskowo przejrzysta.
cracker lake
Kontemplując uroki Cracker Lake
cracker lake
„Odkrywca” Cracker Lake
cracker lake
Cracker Lake
cracker lake
Cracker Lake, zdjęcie z plaży

 

Spotkanie z niedźwiedzicą grizzly

Powrót to już łatwizna, ponieważ cały czas mamy z górki i idzie się naprawdę szybko. W okolicy Cracker Flats, na samej drodze zobaczyliśmy jakąś ogromną włochatą kulę, a obok niej dwie mniejsze. Niedźwiedź! I wielkość i kolor wskazywał, że jest to niedźwiedź grizzly. I to nie jeden, była to niedźwiedzia mama z dwoma małymi. Szła sobie spokojnie szlakiem, a za nią dreptały dwa misiaczki. Mój syn scenicznym szeptem wycedził: „Aparat! Niech mi ktoś wyjmie aparat!”.

Niestety aparat był już schowany w plecaku fotograficznym, gdyż w drodze powrotnej nie planowaliśmy robić żadnych zdjęć. Natomiast małżonek, zwarty i gotowy pogromca niedźwiedzi, zaczął krzyczeć i klaskać, by misie wystraszyć. Niedźwiedzica szybko zeszła ze szlaku i zniknęła wśród drzew, a za nią podążyły misiowe kulki. Byliśmy pod wrażeniem, jak błyskawicznie przemieszcza się to zwierzę. Jeśli tak samo szybko atakuje, to rzeczywiście człowiek ma niewielkie szanse. No i wychodzi na to, że przy Cracker Flats rzeczywiście mamy dużą szansę na spotkanie niedźwiedzia.

Syn był oczywiście zły na męża za wystraszenie misiów i do końca dnia trwała zażarta dyskusja w temacie „Bezpieczeństwo versus poświęcenie dla sztuki fotograficznej”. 😉

 

Jeśli podobał Ci się ten artykuł, będzie mi bardzo miło jeśli wesprzesz mnie na Patronite!

https://patronite.pl/ameryka-dla-podroznika

Lub poprzez PayPal: dorotasulima22@gmail.com

 




4 komentarze

    1. Bardzo dziękuję! Aczkolwiek tej przygody ze sprejem na niedźwiedzie wolałabym uniknąć. Cóż, my przetestowaliśmy używanie go w walce, teraz już wiemy, jak się z nim obchodzić. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *