Dolina Śmierci, Racetrack – wędrujące kamienie

Halloween w Dolinie Śmierci

Niestety czas naglił, niespodziewany postój pochłonął większą część dnia, a jeszcze chcieliśmy zdążyć przed 17-stą do Visitor Center. Po około 2 godzinach spędzonych na Racetrack ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem wlekliśmy się 15 mil na godzinę. Nigdy już więcej nie popełniliśmy tego błędu, by na takiej drodze jechać szybciej.

Niestety do Visitor Center dotarliśmy już po 17-stej i zastaliśmy zamknięte drzwi. Straszne rozczarowanie, szczególnie dla naszej córci, która cały poprzedni wieczór pracowała nad książeczką. Trudno, trzeba jechać dalej,  dzisiaj mieliśmy zaplanowany nocleg w Las Vegas.  W pewnej chwili zobaczyłam rangerkę idącą poboczem drogi. Poprosiłam małżonka, by zatrzymał samochód i porozmawiał z rangerką, czy może w drodze wyjątku nasza córcia nie mogłaby zrobić Junior Rangera pomimo zamknięcia Visitor Center. Małżonek wyskoczył z samochodu i błagalnym tonem zaczął opowiadać, że przyjechał z Polski, że w samochodzie ma małą dziewczynkę, która bardzo by chciała zrobić Junior Rangera, ale się spóźniliśmy, bo zmienialiśmy koło…

Rangerka chwilę słuchała małżonka, po czym wybuchnęła gromkim śmiechem, gratulując mu halloweenowego przebrania. Dopiero w tym momencie uświadomiliśmy sobie, jak małżonek wygląda. Kazałam córci natychmiast wyjść z samochodu na dowód, że to jednak nie dowcip. Pani ranger, wciąż lekko niedowierzając, poprosiła, byśmy zawieźli ją do Visitor Center. Po chwili byliśmy w miejscu, gdzie przed kilkoma minutami pocałowaliśmy klamkę. Pani ranger otworzyła Visitor Center i wręczyła córce odznakę. Drugą odznakę wręczyła małżonkowi. „To dla dzielnego taty” – powiedziała.

 

racetrack

racetrack racetrack

racetrack

 

Uradowani szczęśliwym zakończeniem przygód wszelakich, udaliśmy się do Las Vegas. Tego dnia mieliśmy zarezerwowany nocleg w pewnym nobliwym hotelu reklamującym się orientalną gościnnością i brakiem kasyna. Portier na widok małżonka lekko się zawahał, ale zapewne przypomniał sobie ze szkolenia, że najbogatsi ludzie na świecie chodzą czasem w klapkach i rozciągniętym tiszercie i może to właśnie jeden z nich po lekkiej zmianie image na więźnia z kamieniołomów.

Podsumowując: przed wyjechaniem z wypożyczalni zawsze sprawdzajcie, czy w samochodzie jest instrukcja obsługi pojazdu, warto też mieć ze sobą czajnik. 😉

Następnego dnia z samego rana pojechaliśmy wymienić samochód na nowy. Potem kupiliśmy narzędzie do cięcia stalowych lin, które od tej pory towarzyszy nam w każdej podróży.

 

Jeśli podobał Ci się ten artykuł, będzie mi bardzo miło jeśli wesprzesz mnie na Patronite!

https://patronite.pl/ameryka-dla-podroznika

 




8 komentarzy

  1. Super opis, jak zwykle Dorota! Dlatego ja nie lubię amerykańskich samochodów. Od razu w wypożyczalni mówię, że żadnego amerykańskiego…. Ostatnio zaoferowali mi BMW X5. Super na taką wyprawę, prawda?
    Pozdrawiam serdecznie!

    1. Bardzo dziękuję, Paweł, bardzo mi miło! 🙂
      Super sprawa z tym BMW, i wygodnie i luksusowo i bezpiecznie. Ja nawet nigdy nie widziałam takiego samochodu w wypożyczalni. I w ogóle jestem przeszczęśliwa jak mi dadzą Yukona zamiast Suburbana. Fajnie, że trafił Ci się taki super wóz. Pewnie od razu wakacje były fajniejsze. Pozdrawiam serdecznie i życzę dalszego farta i wielu super wypraw bez niemiłych przygód. 🙂

  2. Hej Dorota- Uśmiałam się do łez czytając opis waszej przygody… wiem wam nie było wtedy do śmiechu…. Bardzo zaciekawiła mnie ta historia z wędrującymi kamieniami, bo szczerze mówiąc nie udało mi się do nich nigdy dotrzeć, choć odwiedziłam kiedyś Dolinę Śmierci. W związku z tym czas tam wrócić i nadrobić zaległości…. Dorota proponuje ci napisać przewodnik po Stanach i wydać w wersji książkowej – sukces murowany. Bijesz na łeb wszystkie „lonely planet”, które uważam za najbardziej „kompetentne” przewodniki w USA. Jako twoja wielka fanka czekam na kolejne opowieści i wyjaśnienia trudnych przyrodniczych zagadek. Pozdrawiam!!!!

    1. Zuza, bardzo polecam to miejsce! Jeśli tylko będziecie jechać nie więcej niż 30mph to nic nie powinno się wydarzyć. Na powrocie jechaliśmy wolno (no bo nie mieliśmy już koła na zmianę) i bezpiecznie dojechaliśmy. A dla dzieciaków to raj na ziemi, u moich obudził się taki instynkt badacza, że nie chciały w ogóle wracać.
      Bardzo Ci dziękuję za tyle ciepłych słów, a o przyrównaniu do „lonely planet” nigdy nie śmiałabym marzyć! 🙂 Oczywiście będę pisać dalej, pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję! 🙂

  3. 😉
    Mega fajny tekst!
    Super są takie przygody!
    Ja lubie a nie tam takie zwiedzanie i łażenie jak wszyscy 😉
    W takich sytuacjach dopiero człowiek wie co to jest życie, co to rodzina, co to wsparcie i szczęscie 😉
    Widać ze na nie zasługujecie 😉

    1. Bardzo dziękuję za taki miły komentarz! I to prawda, że wszystko to, co w czasie podróży uważamy za katastrofę, potem wspomina się najdłużej. I oczywiście ta wspólnota wspomnień bardzo cementuje rodzinę. I pomimo tego, że dzieci czasem marudzą, nie chcą jeść hotelowych śniadań, ostentacyjnie wleką się z tyłu udając wędrowca bliskiego omdlenia, to te wspólne wyjazdy to najlepsza rzecz, jak przytrafiła nam się w życiu. I widzę, że myślisz podobnie. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *