Rainbow Bridge to jedno z najciekawszych miejsc nad Lake Powell. Ciekawe, to może nie jest dobre słowo, bo Rainbow Bridge jest miejscem fascynującym, pełnym dobrej energii i magii. To święte miejsce pięciu indiańskich plemion, mocno związane z ich wierzeniami i ceremoniami.
Białego człowieka pod Rainbow Bridge po raz pierwszy zaprowadzili Indianie Pajuci. Był rok 1909, a już rok później prezydent Taft uczynił z Tęczowego Mostu pomnik przyrody.
Rainbow Bridge jest największym skalnym mostem na świecie, ma ponad 88 metrów wysokości i jest wyższy niż np. Statua Wolności. U szczytu ma aż 13 metrów grubości i 10 metrów szerokości.
Do Rainbow Bridge możecie dotrzeć pożyczając motorówkę, wykupując wycieczkę statkiem lub na piechotę. Wszystkie te możliwości opiszę w dalszej części artykułu.
Rainbow Bridge – święte miejsce rdzennych mieszkańców Ameryki
Tęczowy Most to święte miejsce pięciu plemion: Navajo, Ute, Zuni, Hopi i Pajutów. Symbolizuje bóstwa odpowiedzialne za tworzenie chmur i deszczu. Według starych indiańskich legend dobre bóstwa utworzyły tęczę między ścianami kanionu, by pomóc Indianom pokonać rozpadlinę. Indianie precyzują, że były to dwie tęcze, męska i żeńska, a ich połączenie stworzyło jedyną tęczę na świecie, którą można oglądać z obu stron. Tęcza została zamieniona w kamień i teraz stoi nad jeziorem Lake Powell w postaci Rainbow Bridge.
Tereny wokół Rainbow Bridge, okoliczne kaniony jak i zbieg rzeki Kolorado (w mitologii Navajo pierwiastek żeński) i rzeki San Juan (pierwiastek męski) były dla Indian miejscami ceremonii i rozmów z duchami. Dlatego też powstanie Lake Powell, które ostatecznie zalało te miejsca, było dla nich wielkim dramatem. Większość duchów się potopiła, a nieliczne, które pozostały, codziennie płoszone są przez turystów odwiedzających Rainbow Bridge. Dla tych duchów Indianie wywalczyli, by nie betonować ścieżki do Rainbow Bridge, a jedynie wysypać ją naturalnym tworzywem utwardzającym, by nie uwięzić pod betonem duchów na zawsze.
Navajo, powołując się na prawo do praktykowania wierzeń religijnych, wnieśli do sądu pozew o ochronę tego miejsca. Argumentowali, że w czasie dnia nie mogą komunikować się z duchami, bo przeszkadzają im w tym turyści. A ceremonie w nocy mogłyby obrazić duchy, bo generalnie uczciwi ludzie wtedy śpią. Sądy wszystkich instancji oddaliły indiański pozew. Dopiero w 1994 roku prezydent Clinton wydał zarządzenie, że władze parkowe mają dostosować funkcjonowanie parku do indiańskich wierzeń i współpracować z rdzennymi mieszkańcami przy organizacji zwiedzania.
Jak zachować się przy Rainbow Bridge
W związku z zarządzeniem Billa Clintona władze parku wprowadziły zakaz wchodzenia pod łuk i ustawiły rangerski posterunek przy łuku. Każdy zbliżający się do Rainbow Bridge był informowany o zasadach zachowania: nie wolno wchodzić pod łuk, nie wolno podnosić kamieni, nie wolno krzyczeć i ogólnie należy zachowywać się tak jak w kościele.
Pod Rainbow Bridge byliśmy po raz pierwszy w 2010 roku, a potem w następnych latach i wszystko funkcjonowało według opisanej powyżej zasady. Zostaliśmy przez rangerów zatrzymani i poinformowani o zasadach. A potem dyskretnie obserwowani, czy ich nie łamiemy.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w 2018 roku stwierdziłam, że pod łukiem panuje totalne bezhołowie. Posterunek rangerów zniknął, a pod łukiem kłębiły się co bardziej bezczelne typy. Typy to może nie jest dobre słowo, bo były to dziewoje, nację litościwie zmilczę, z dobrze rozbudowanymi dolnymi partiami ciała i owe partie wypinające do zdjęć na instagrama. Do tego towarzyszył im piesek z gatunku odpowiadającego najnowszym trendom mediów społecznościowych. Postanowiłam zainterweniować i zwrócić im uwagę, za co spadł na mnie stek wyzwisk z akcentem, którego pochodzenie również litościwie zmilczę. Wsparła mnie jednak japońska wycieczka, nagradzając moją interwencję brawami. To ostatecznie zakończyło wypinanie się pod Rainbow Bridge.
To bardzo smutne, że po tym, jak biały człowiek odebrał rdzennym mieszkańcom prawie wszystko, wciąż są ludzie, którzy nie potrafią okazać szacunku, dla tego, co dla Indian ważne. Najczęściej są to też ludzie, którzy obrazę swojej wiary traktują ze śmiertelną surowością.
Pamiętajcie zatem, by pod Rainbow Bridge nie podchodzić, tym bardziej że jest to zupełnie zbyteczne, bo łuk najlepiej prezentuje się z pewnej odległości. Poza tym miejcie na uwadze duchy, którym po latach gehenny należy się trochę spokoju. Być może kiedyś się Wam za to odwdzięczą.
Raindow Bridge – wyprawa motorówką
Pora ruszyć w drogę. Jako pierwszą opiszę naszą wyprawę motorówką, bo była najfajniejsza i najlepiej się w czasie niej bawiliśmy. Wjazd na teren Glen Canyon National Recreation Area, w którym znajduje się Lake Powell jest płatny 30 $ za samochód, z kartą America the Beautiful nic nie płacicie.
Rezerwujemy motorówkę (speed boat)
Motorówkę można pożyczyć na zwykłe polskie prawo jazdy (!). Ta wiadomość na początku wprawiła nas w osłupienie, ale jak dają, to trzeba brać. Zarezerwowaliśmy naszą motorówkę na stronie Lake Powell Resorts & Marinas. Korzystaliśmy z tej firmy wielokrotnie i możemy ją z czystym sumieniem polecić.
Tu znajdziecie link do rezerwacji:
https://www.lakepowell.com/marinas/powerboat-watercraft-rentals/
Koszt pożyczenia motorówki jest niemały, to około 500 $ za cały dzień. Ale tak naprawdę nie jest to cały dzień, bo motorówkę możemy pożyczyć od 8 rano, a oddać musimy przed 17-stą. Warto być po odbiór nawet przed ósmą i ustawić się pod drzwiami, bo zwykle jest kolejka, a wydawanie łodzi trochę trwa. Ostatnio odebraliśmy naszą motorówkę o 9-ej, czyli godzina w plecy.
Do tego będziecie musieli zapłacić ubezpieczenie (ok. 100 $) i zostawić 500 $ depozytu, u nas była to blokada na karcie.
Warto też wcześniej ustalić z mapą, gdzie łódź się odbiera, marina jest ogromna, my za pierwszym razem trochę błądziliśmy.
Wraz z kluczykiem do łodzi otrzymacie mapę Lake Powell, radzę ją dobrze przestudiować przed wyruszeniem.
Przed oddaniem łodzi, tak jak w przypadku zwrotu samochodu, będziecie musieli ją zatankować. Muszę przyznać, że tankowanie na nawodnej stacji benzynowej było dosyć intrygującym przeżyciem i wspominam je z ciarkami na plecach.
Wypływamy na jezioro
W biurze wraz z kluczykiem i mapą otrzymacie numer stanowiska Waszej motorówki. Teraz trzeba się udać na marinę i wręczyć jej pracownikowi papiery, które dostaliśmy w biurze. On zapewne pożyczy Wam jedynie szerokiej drogi. Nie jest to zapewne wystarczający komunikat dla kogoś, kto pierwszy raz siedzi za sterami i ma jedynie samochodowe prawo jazdy kategorii B.
Zapytaliśmy więc pana, który wydawał nam nasz speed boat, jak się tym kieruje, a ten odparł, że jak samochodem. Tu macie w tył, tu do przodu, a tu radio, by wezwać pomocy. Radio z możliwością wezwania pomocy trochę mnie uspokoiło, co do reszty to jednak nie byłam do końca przekonana. Oczywiście okazało się, że są pewne różnice między motorówką a samochodem, bo nasze cumowanie na włączonym silniku zakończyło się staranowaniem całej mariny, ale o tym napiszę w dalszej części artykułu.
Kamizelki ratunkowe
Koniecznie zabierzcie kamizelki ratunkowe. Dostaniecie je albo w biurze, albo od pracownika mariny. Obowiązkowo muszą je nosić na jeziorze dzieci do 12 roku życia. Nie lekceważcie tego obowiązku, dla dobra dziecka i by uniknąć dotkliwego mandatu. Policja wodna na Lake Powell okazuje dużo większą determinację niż drogówka i łodzie regularnie są kontrolowane.
Dorośli nie muszą mieć kamizelki na sobie, ale w łodzi musi się znajdować tyle kamizelek, ilu pasażerów.
Ja niezwykle boję się wody, więc całą drogę siedziałam w kamizelce. Ale pamiętajcie, że Glen Canyon to szósty amerykański park z najwyższą śmiertelnością, nawet przed Alaską.
Miejcie na uwadze, że Wasz speed boat ma potężny silnik i z łatwością osiągnie prędkość 40 mph. Jeśli minie Was taki sam obiekt lub większy z podobną prędkością, to wytworzy tak duże fale, że nie tylko dziecko może z łodzi wypaść.
Pamiętajcie o kamizelkach dla dzieci! Kontrola jednostek pływających
CZYTAJ DALEJ:
Tak ,bylem pierwszy raz na boatcie, to bylo 15lat temu
Ale tez bylem swoim boatem ( mialem przez20 lat ) Na tym wielkim jeziorze ( ponad 2000 mil lini brzegowej) jest piekny.
Mialem przygode z moim kolega
W ostatni dzien poplynelism w canyon po prawej stronie jak sie wyjezdza z Marine.
Zabraklo benzyny
Musielismy byc towowani przez drugi boat
Kosztowalo to $100 ,plus $50za 5 galonow benzyny.Nauczke mialem ze trzeba mniec z15 gal paliwa w zapasie
Teraz mam 3 pomaranczowe karnisty po 5gal kazdy gdy wybieram sie na wieksze jeziora Lake Meade czy Roosevelt.
Nauka kosztuje.
m
Widzę, że nie tylko my mieliśmy na Lake Powell przygody. Nasze na szczęście odbyły się bezkosztowo. My mieliśmy kiedyś w łodzi zepsuty wskaźnik paliwa, ale i tak mieliśmy w planach tankowanie na Dangling Rope Marina. Jeśli jeszcze kiedyś pożyczymy taką łódkę, to pewnie też weźmiemy kanistry, by móc popłynąć gdzieś dalej.